Ostatnio przeczytałem książkę pod tym właśnie tytułem i muszę wam powiedzieć, że książka po prostu rewelacja.
Pokazuje naprawdę proste życie żołnierza bez jakiegoś ubarwiania.
Zawsze np. zastanawiało mnie jak oni w tamtych czasach mówili żargonem i proszę bardzo znalazłem: Najcie szlag trafił; Kobyście zdrowi byli; W ręce twoje, w gardło moje; niewąskie były dziewczyny i niewąski nos a najlepsze to: "Idziemy idziemy, aż w końcu doszliśmy do tak rzadkiego lasu, że już w nim ani jednego drzewa nie było"
Szczególnie ciekawe jest podsumowanie broni używanej w Afryce i tak:
Bren - strzelający wolno jak na pogrzebie;
Vickers - krztuszący się co minuta;
Breda włoska - zachłystująca się;
Lewis - belgijski staruszek;
Boys - angielska rusznica, dziwne bydle;
Spandau - grat zbyt powolny i za głośny;
Schwarzlose - austriacki przyrząd do robienia hałasu;
Bardzo podobał mi się opis okrętu podwodnego : "Okręt podwodny jest to taki okręt, którego nigdy nie widać, jak go więc zobaczycie, to właśnie będzie okręt podwodny i wtedy odechce się wam go oglądać na całe życie".
Dobre było też tłumaczenie obsługi działa gdzie wszystko było przypieprzane, zapieprzane albo dopieprzane (chodzi o pieprz a nie brzydkie słowo )
No a na koniec jak na prawdziwego Polaka żołnierza przystało chlali oni namiętnie i ostro jak to tylko Karpatczycy potrafią
I my rekonstruktorzy powinniśmy pamiętać o najlepszych tradycjach języka, gardła i kombinowania bo czy tego chcemy czy nie taka ta wojna była, ponieważ nawet sami weterani wspominają o niezłym piciu i "pożyczaniu" jeepów od amerykanów.
I tym optymistycznym akcentem chciałbym zakończyć moją skromniutką pseudo-recenzję tej wspaniałej książki i tak w ręce wasze, w gardło moje panie i panowie .